Czy tylko ja mam wrażenie, że świat mody woła do nas, "Milfaki" w swoim własnym, specyficznym języku? Wydaje mi się, że kluczem jest trzymanie się klasyki z odrobiną szaleństwa. Masz jakieś ulubione ciuchy, które czynią cię królową parkietu albo spotkania? U mnie basic czarne skinny jeansy plus top z zaskakującym akcentem zawsze robią robotę. No i oczywiście, pewność siebie to najlepszy dodatek. Jak to u was wygląda?