Niekiedy gra wstępna przypomina mi delikatną grę w kotka i myszkę, gdzie pożądanie narasta z każdym wspólnym dotykiem, spojrzeniem czy słowem. Pamiętam raz, jak spędziliśmy cały wieczór na budowaniu napięcia. Rozmowy przy winie, przechodzące w zasugerowane dotyki, lekkie pieszczoty pod stołem, które zapowiadały więcej. Doszło do punktu, w którym sama przestrzeń wokół nas zdawała się crackować od elektryczności. To było coś więcej niż fizyczność, to była gra umysłów, ciał i pożądania. Całe to podgrzewanie sytuacji, zanim faktycznie przeszliśmy do rzeczy, sprawiło, że wszystko czuło się intensywniej. Ta budowana powoli atmosfera, jakby każdy gest, każdy dotyk miał swoją historię, swoje "dlaczego" i "dla kogo". Gra wstępna nie zawsze musi być szybka i bezpośrednia, czasem to właśnie ten taniec wokół siebie, te drobne gesty i słowa pełne dwuznaczności, tworzą najlepszą opowieść o pożądaniu.